Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

wszystko co do jednego zagona — a na to pozwolić nie można.
— Tęga dziewczyna — odezwał się pan Symplicyusz półgłosem.
— Nie można, nie należy, nie godzi się! — mówiła panna Michalina z zapałem. — Mojem zdaniem, kto tej zasady nie szanuje, popełnia grzech, krzywdzi sam siebie, krzywdzi drugich, krzywdzi całą tę wielką rodzinę, do której należy. Nie sprzedaje się pamiątek, nie profanuje się cmentarzy...
Duże, rozumne oczy dziewczęcia zajaśniały blaskiem. Pan Karol pobladł i w milczeniu wąsy przygryzał.
Stary Jajko wstał, a zbliżywszy się do panny Michaliny, ujął ją za rękę.
— Pozwól pani — rzekł — ucałować tę rączkę. Ślicznie powiedziałaś, jak mi Bóg miły, ślicznie. Kto cię tego nauczył?
— Tego nikt nie uczy. Z tem uczuciem przychodzimy chyba na świat. Skąd ono się bierze, nie wiem, ale jest, żyje, mieszka w sercu i ginie chyba z ostatniem jego uderzeniem. Zresztą mylę się — ono i wtenczas nie ginie. Jeżeli wierzymy w nieśmiertelność duszy, musimy wierzyć i w nie-