nie własnych siedzib — co, pytam, skłoniło ich do przelewania krwi za marny szmat ziemi?
— Praktyczność, łaskawa pani, praktyczność!
— Nie, nie praktyczność! Przecież w owych czasach było ludności niewiele a ziemi moc; mogli się osiedlić gdzieindziej, na lepszych gruntach, w okolicach żyzniejszych i bogatszych. Nie, panie, to nie praktyczność kazała im chwytać za miecze i własnemi piersiami bronić swoich siedzib — nie praktyczność, nie zimne wyrachowanie, ale uczucie! Orzeł w obronie swego gniazda zatapia szpony w piersi napastnika i słaba jaskółka drobnym dzióbkiem usiłuje bronić swych praw. Motywa tu są jednakie, a źródło mają w uczuciu. Czy nie przyznasz mi pan słuszności?
Pan Karol usiłował w żart całą rozmowę obrócić.
— Proszę pani — rzekł — paradoks wydaje się argumentem, frazes prawdą, niemożliwe możliwem, gdy niezbyt słuszna sprawa znajduje w osobie pani — adwokata... Gotów jestem uwierzyć nawet w prawdy w baśniach ludu zawarte, gdy pani stajesz się ich rzecznikiem...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/105
Ta strona została skorygowana.