dziny najdalej będzie doktór, w tej chwili każę zaprzęgać...
— Doktór?!
— Dlaczego się dziwisz Lucynko... przecież to jasna rzecz... od czegóż są lekarze?
— Ciekawam jaki doktór? Gdzie ojciec znajdzie doktora w tym szkaradnym, zakazanym kącie?
— O dwie milki ztąd mieszka przecież Sapiejewski, o dwie mile również Łukaszewicz, o trzy ten... jakże się nazywa?.. na b...
— Wajnberg.
— Aha! Wajnberg — zawsze zapominam... Którego sobie życzysz, tego sprowadzę natychmiast.
Pani Lucyna zrobiła kwaśną minkę...
— Niech ojciec wybaczy, rzekła — ale, mając tylko jednę głowę, nie myślę jej powierzać żadnemu z tych panów...
— A to dlaczego?
— Obawiam się, żeby nie wyprowadzili mnie na tamten świat prędzej, niżbym sobie życzyła.
— Lucynko co też ty mówisz? przypomnij — no sobie, że mnie poczciwy Łukaszewicz wyleczył z bardzo ciężkiej choroby... Sapiejewski jest rozrywany, a ten, jakże go tam, Wajnsztok czy jak...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/116
Ta strona została skorygowana.