Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

Poskładawszy papiery i uporządkowawszy je, zeszedł na dół do saloniku, gdzie zastał pannę Michalinę, rodziców jej, oraz pana Karola z Maciejowa.
— To, panie Józefie kochany — rzekł — teraz będziemy przynajmniej wiedzieli, czego się trzymać. Dokładnie strutynowałem wszystkie papiery.
— Rzeczywiście zapracowywał się pan — wtrąciła Michasia — prawie nie widzieliśmy pana przez cały czas...
— Ach, panno Michalino dobrodziejko, papiery mają swoje wymagania... Kto się z niemi gruntownie zapoznaje — zyskuje, kto powierzchownie tylko — traci. Z aktami, to jak z kobietą.
— Co?
— Tak, dobra pani. Im dłużej się w nie wpatrywać...
— Tem prędzej można sprawę przegrać?...
— A nie!
— Niech mi pan wierzy... Przy tej sposobności mogłabym panu podziękować za komplement... Piękna myśl, doprawdy, porównywać kobiety do starych szpargałów!