— Pani dobrodziejko, w szpargałach znajdują się niekiedy skarby, wielkie skarby...
— Dlatego to zapewne nie szukałeś pan skarców gdzieindziej.
Pan Symplicyusz uśmiechnął się.
— Dlaczego nie szukałem... a skądże pani wie, że nie szukałem? Kto pani o tem powiedział?
— Fakt...
— Jakto fakt? Nie rozumiem pani...
— To aluzya do twego starokawalerstwa — wtrącił pan Józef.
— Czy tak?
— Rzeczywiście to miałam na myśli, że papierowe skarby wystarczyły panu aż dotąd...
— Tak i, niestety, muszą już wystarczać na zawsze... Nie chodzi tu wszakże, żebym miał innych nie szukać... At, dawne dzieje! — dodał, machnąwszy ręką niechętnie.
— Niech nam pan co z tych dziejów opowie! — zawołała panna Michalina.
— Na co? Nie lubię odgrzebywać popiołów...
— Czy z obawy, że może pod ich szarą powierzchnią kryje się jeszcze dotąd jakiś żarzący węgielek... iskierka....
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/134
Ta strona została skorygowana.