się na Kujawach, tam bowiem jego ojciec dużą dzierżawę trzymał.
— Nie spotykałem go nigdy u państwa.
— Trudno... mieliście się spotykać, kiedy od świętej pamięci tu nie bywał.
— Ja pamiętam pana Witolda, — odezwała się Michalina — kiedy był u nas raz ostatni. Ja miałam wówczas ze sześć lat życia. On już do szkół chodził i ogromnie mi imponował swoim mundurem.
— Tak, tak, — rzekł pan Józef — przypominam go sobie jako studencika... od tej pory nie widziałem go wcale.
— Słyszę, że dzielny chłop — odezwał się pan Symplicyusz. — Włócząc się po świecie, często zdarzy się z tym lub owym spotkać i niejedno oto w ucho wpadnie. Otóż o Witoldzie słyszałem, że jako akademik, bo w Niemczech do akademii rolniczej chodził, usłyszawszy, że jakiś butny szwab pozwalał sobie o nas z lekceważeniem mówić — wyzwał go na pojedynek i tak mu pięknie nos rapirem naznaczył, że niemczysko będzie miał na całe życie pamiątkę...
— Dzielny chłopak! — zawołała panna Micha-
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/140
Ta strona została skorygowana.