pewne obowiązki... Chłopak rodziców wcześnie stracił, fortunę się sprzedało, pieniądze złożono w banku, a część procentu szła na edukacyę. Była i rada familijna, do której i mnie wezwano. Dziś chłopak pełnoletni, opieki mojej ani niczyjej nie potrzebuje, ale poczciwy, zdaniem mojem nie gardzi... Pisywał też dość często i ja do niego również. Na akademię rolniczą poszedł dlatego, że go zawsze do gospodarstwa coś ciągnęło i głowę sobie dam uciąć, jeżeli nie będzie z niego gospodarz, co się zowie... Muszę się też zakręcić i wyszukać dla niego jakiej fortunki w tych stronach.
— O ile wiem — wtrącił pan Józef — to w blizkiej okolicy, przynajmniej teraz, do kupienia nic nie ma... Słyszałem coś, że Rudno chcą sprzedać, ale to stąd będzie siedm mil z okładem.
Jajko stuknął się palcem w czoło.
— Mam myśl — rzekł, patrząc na pana Karola — dalibóg, mam myśl! Jest tu niedaleko fortuna i niezła, akurat na fundusz Witolda.
— Gdzie?
— Niedaleko... niedaleko, zobaczycie.
— Jeżeli pan ma na myśli... — odezwał się pan Karol.
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/142
Ta strona została skorygowana.