Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

co powiem, nie ma takiego złego towaru, żeby nasze żydki nie znaleźli na niego kupca.
Pan Mikołaj oburzył się, znać już było po nim, że się gniewa.
— Żebyś ty sto djabłów zjadł! — zawołał — czekaj — no...
— Dajże pokój, — wtrącił Symplicyusz — ostatecznie cóż cię to może obchodzić? Zła pszenica — to niech jej Jankiel nie kupuje, sprzedasz komu innemu.
— Wielmożny panie! wielmożny panie, tłumaczył się żyd — czy ja powiedziałem, że to jest zła pszenica?
— Powiedziałeś... i zaraz cię przekonam, że kłamiesz bezczelnie, że się nie znasz, że jesteś fuszer, że tobie nie zbożem, ale zajęczemi skórkami handlować. — Hej Wicek!
— Co wielmożny pan chce? Na moje sumienie, ja nie rozumiem co wielmożny pan chce? Ja wcale nie powiedziałem, że ta pszenica jest zła pszenica. Niech ja nieszczęścia nie mam, ja wcale takie słowo nie wymówiłem, co wielmożny pan chce? — ja tylko powiedziałem, że tamta pszenica dobra jest!
— Ja ci zaraz pokażę!..