mował. Wymawiał się, że już stary jest, że mu trzęsienie się na koniu, a bardziej jeszcze chodzenie długie szkodzi, że mu duszność sprowadza i oddech tamuje. Odwodził nawet Witolda od łowów, ale panny Michaliny ojciec, znalazłszy sobie takiego dzielnego towarzysza, słuchać nawet nie chciał o proponowanych przez Symplicyusza wyjazdach, w celu poznania okolicy i poszukiwania majątku do kupna.
— Na to jeszcze będzie dość czasu, — mówił uprzejmy gospodarz, — jeszcze pan Witold nacieszy się własnem gospodarstwem i jego goryczą... teraz wakacye mu się należą, niech używa swobody...
I używali obadwaj od samego rana, bądź to uganiając się za szarakami po polach, bądź słuchając grania gończych w lesie.
I to też trzeba wiedzieć, że pan Józef miał psy na całą okolicę sławne i w ogóle myśliwy był, jakich mało. Może też właśnie dla tego wielkich polowań nie lubił, i najszczęśliwszy był, jak sobie jednego lub dwóch dobrych towarzyszów dobrał i z nimi mógł zapolować. Pan Symplicyusz zżymał się na te codzienne wycieczki, mówiąc że czas dro-
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/178
Ta strona została skorygowana.