Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

Symplicyusz zerwał się z krzesła.
— A! panno Michalino! — zawołał — dalibóg nie wytrzymam! Powiem wprost co myślę i zapytam czem zasłużyłem na to, że mnie pani torturujesz bez miłosierdzia.
— Jak? czem? w jaki sposób ja pana torturuję?...
— A proszę pani, czy pani wie, że ja Witolda kocham jak własnego syna.
— Mówił pan o tem nieraz, ale cóż stąd?
— No jakże... ja zaczynam o Witoldzie, pani o panu Karolu; ja mówię że Witold dobry gospodarz, pani się pyta czy pan Karol lubi gospodarstwo; ja chciałbym przed panią serce swoje otworzyć — a pani mówi — zawieź go do Maciejowa, bo pani Lucyna jest najpiękniejsza kobieta w całej Europie!.. Jak Pana Boga kocham, to zwaryować można!
Panna Michalina serdecznie śmiać się zaczęła. Symplicyusz dalej perorował.
— Mądrze, rozumnie zrobiłem, żem się nie ożenił, że zostałem starym kawalerem, bo przekonywam się, że z kobietami ani w prawo, ani w lewo nie można... Ja przeprowadzałem sprawy o kon-