Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

Otóż tamten z pod Kalisza, pojedynkarz i romantyk, z pewnością przez dwie joty się pisał; zakładbym o to trzymał.
Pan Symplicyusz chromał nieco i na prawą nogę utykał; przypisywano to właśnie pojedynkowi, ale Jajko na reumatyzm cierpienie swoje spędzał.
Wesoły w towarzystwie i rozmowny, pan Sympliciusz chętnie o wszystkiem gawędził, ale gdy go kto o przeszłość, o przebyte życia koleje zapytał — to Jajko albo rozmowę na inny temat zwracał, albo też ręką niechętnie machnął, dając do zrozumienia, że mu przykrość podobne pytanie sprawia.
Gorący był wieczór lipcowy — po gościńcu piaszczystym jechał na swojej biedzie dwukołowej pan Symplicyusz. Duży, dereszowaty koń, szedł stępa, dysząc ciężko, kiwając łbem spoconym, żeby go trochę ochłodzić.
Pan Jajko lejce wolno puścił, bicz w słomę zatknął i fajeczkę krótką, tytuniem z prostego, ordynarnego kapciucha napełnił. Następnie krzesiwo i krzemień z kieszeni wydobył, ognia skrzesał i otoczył się obłoczkiem sinawego dymu...
Osobliwsza to była z powierzchowności figura ten pan Symplicyusz. Brodę nosił długą, w której