znajdzie. Będzie wolał w mieście osiąść i spokojne życie pędzić... Już ja sam go do tego namawiać będę...
— Widzisz, to także nie argument... bo jeżeli ojciec gospodarować nie będzie, to zastąpi go syn...
— Jaki syn znowuż?
— Przecież Karol...
— Symplicyusz ręką machnął.
— Nie zaprzeczysz chyba, kochany Symplicyuszu, — rzekł pan Józef — że od chwili, kiedy ojciec zachorował, Karol zabrał się gorliwie do pracy...
— Tak, ambitny jest i przez ambicyę to zrobił, ale w gruncie rzeczy jemu tak się chce gospodarować, jak mnie tańczyć. Możesz mi wierzyć, panie Józefie. Krótko mówiąc, Maciejów kupimy i niech się państwo Witoldowie dorabiają. Jakoś cię ten plan nie zachwyca, jak widzę.
— Owszem, dlaczego nie? Tylko to jeszcze rzeczy odległe i obawiam się, czy nie łowimy ryb przed niewodem, Symplicyuszu.
— Ale co znowu? Już ja to wszystko doskonale obmyśliłem i dla siebie nawet.
— Osiadłbyś także w Maciejowie?
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/219
Ta strona została skorygowana.