Ta strona została skorygowana.
poopadał z niej, okna w połowie przynajmniej wybite i cienkiemi gontami zamiast szyb opatrzone, dach zdezelowany całkiem, miejscami bez dachówek zupełnie.
Deresz pana Symplicyusza ujrzawszy wioskę z góry, puścił się raźnym kłusem i wkrótce stanął przed karczmą, poglądając pożądliwem okiem na studnię, z której właśnie kobiecina jakaś, przy pomocy skrzypiącego żórawia, świeżą wodę ciągnęła.