— Nie o mnie ci chodziło... ale o Michasię... Jesteś nią zajęty, nie zapieraj się... Mnie pan Symplicyusz naumyślnie tu sprowadził, miał różne projekta, żenić mnie z nią chciał — ale serce nie sługa, nie słucha rozkazów...
— Nie podobała ci się.
— O! cóż znowu?! Ale od podobania do zajęcia się, do małżeństwa daleko, zresztą czyż mam ci wyznać tajemnicę moją, którą zapewnie sam już odgadłeś... Ja kocham siostrę twoją, Karolu, i dla tegom powiedział, że bratem ci być chcę... Z jej strony jestem już pewny wzajemności... co do ojca, nie sądzę, aby był naszemu związkowi przeciwny... a ty? Teraz ciebie zapytam...
Karol rzucił się na szyję w odpowiedzi.
— Więc już mówiłeś z Lucynką? — zapytał.
— Przed tygodniem...
— I mnie nie powiedzieliście nic, ani ty, ani ona. Jużeś ją więc nauczył waszej litewskiej skrytości...
— Postanowiliśmy nic nie mówić, dopóki nie oświadczę się formalnie twemu ojcu, a przed przyjazdem pana Symplicyusza nie mogę tego uczynić.
— Dlaczego?
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/243
Ta strona została skorygowana.