Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

— Widzę, że się pan źle domyśla, panie Symplicyuszu... Pan Karol jest od dziś moim narzeczonym...
Symplicyusz skoczył jak oparzony.
— To tak? to tak?! Nie... dalibóg, albo mnie słuch myli, albo...
— Nie myli pana słuch i nie wiem, co pana tak dziwi. Zamiast mi powinszować, jak stary przyjaciel...
— Powinszować?! A, panno Michalino, prędzejbym się śmierci spodziewał... taki zawód... taki zawód!
Panna Michalina zdziwiona, a nawet i obrażona poniekąd, wyszła, Jajko zaś rzeczy swoje na górkę kazał znieść i natychmiast zawołał chłopaka, żeby Witolda poszukał.
Młody człowiek szybko po schodach wbiegł i chciał się Symplicyuszowi na szyję rzucić — ale ten go powstrzymał.
— Pięknie się spisałeś, — rzekł — bardzo pięknie... wyśmienicie...
— Co? co?
— A siedziałeś tu przecie na miejscu i pozwoliłeś na to, że tamten Michalinkę zabiera.