ba to wszystko wie, niech tedy wielmożny pan powie, czy będzie trochę lepiej na świecie, czy nie?...
— Dziwne, mój Joelu, zadajesz pytanie; skądże ja mam wiedzieć? Przecież prorokiem nie jestem.
— Mnie się zdaje, że będzie coraz gorzej... W naszych książkach tak stoi — a co tam stoi, to prawda jest... Wszystko na świecie będzie się psuło, psuło, dopóki się całkiem nie popsuje... Oto widzi pan, że propinacya coraz gorzej się psuje, handel także się psuje... Popsuła się szlachta, popsuli się chłopi, nawet ziemia się psuje, bo dziś nie bardzo kupca na nią znajdzie... Patrz pan dobrodziej choćby na tę naszą karczmę tu w Woli...
— No cóż... rudera!
— Całkiem rudera; trochę w niej cegły, trochę dachu, a najwięcej dziur w dachu, a kiedy kolei nie było, kiedy tą drogą każdy musiał jechać! Ha! ha! ośm tysięcy propinacya szła! Żebym ja miał jeden procent od tych pieniędzy, co przez tę karczmę przeszły! Ile stąd, z tej karczmy, wyszło wielkich kupców na zboże, na lasy... ilu wielkich bankierów!... A dziś, co tu jest dziś? Nawet dworów dużo ubyło... Obacz pan u nas w Woli: gdzie dwór stał, teraz niemiecka wieś.
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/28
Ta strona została skorygowana.