stu... Z tymi stoma już trochę gadali, ale i to niewiele pomogło... Wtedy żydki namyślili się i posłali jednego pana, co się nazywał „Milion“. On poszedł, nic nie gadał i wszystko było zrobione jeszcze lepiej, niż on sam chciał. To jest tęga osoba! to cały mocarz jest...
Pierwsze kury już piały, a pan Symplicyusz jeszcze rozmawiał z Joelem. Dowiedział się, co się w ostatnich czasach w okolicy zrobiło. Kto umarł, kto się wyprowadził w inne strony, kto las sprzedał, komu żydzi kredyt zamknęli, kto się ma żenić, która panna za mąż wychodzi. Wszystko to Joel wyrecytował mu najdokładniej, przytem stręczył mu kupno folwarku, albo kilka dzierżaw do wyboru, tłomacząc, perswadując, że szlachcicowi tylko ziemi wypada się trzymać, bo wszelkie inne zatrudnienia to głupstwo, które ani do godności, ani do natury szlacheckiej wcale nie pasuje.
Pan Symplicyusz słuchał, wzdychał, kiwał głową, ale myśli jego błądziły daleko — coraz wstawał, pod okno karczemne podchodził i przy czerwonawem świetle, które się z poza brudnych szyb dobywało, na zegarek spoglądał.
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/35
Ta strona została skorygowana.