— Idź ty spać, Joelu, — rzekł, gdy już brzask robić się zaczął — idź spać, a ja pojadę...
— Co, spać? po co spać? Wiadomo wielmożnemu panu, co to żydowskie spanie.
— Więc nie sypiasz nigdy?
— Aj, aj... sypiam... jak Pan Bóg daje szabas, to ja śpię, jak jestem w drodze, to także śpię, czasem jak w karczmie pusto, to ja także trochę śpię — mam dosyć, na co więcej... Teraz noc krótka, a w izbie gorąco i jeszcze oprócz gorąca — także jest przyczyna, że lepiej nie spać, niż spać.
Pan Symplicyusz przy pomocy Joela deresza swego napoił i zaprzągł, siedzenie na biedzie poprawił i zapłaciwszy za siano, odjechał.
Deresz ruszył wyciągniętym kłusem — a Joel, stojąc na progu karczmy, ścigał wzrokiem biedkę, dopóki nie zniknęła mu z oczu...
Dzień się zaczynał.
Blady pas światła na wschodzie stawał się coraz bielszy, szerszy — potem zarumienił się i zaróżowił lekkie chmurki, płynące wysoko po niebie, czerwieniał coraz bardziej, potem rozlał się złotem i purpurą, a zaraz i słońce wychyliło się jakby
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/36
Ta strona została skorygowana.