Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

— Ale przecież...
— Czekaj-no, tabaki przedewszystkiem zażyj... ale poczęstuję cię czemś znakomitem... zaraz...
Starowina pobiegł do swojego pokoiku, skąd wrócił po chwili, trzymając w ręku piękną tabakierkę srebrną, wyzłacaną wewnątrz.
— No, mój Symplicyuszu, probuj... Właśnie przypadkiem znalazłem doskonały przepis... Mogę cię zapewnić, że sam nawet arcybiskup paryski, jeżeli zażywa tabakę, to gorszą... Słowo ci daję...
— Istotnie, udała ci się — wyśmienita.
— A widzisz! Spotkać znawcę, to jest prawdziwa przyjemność... ale oto panna Weronika przysłała nam kawę... Sama nie raczyła przyjść... Ale nic dziwnego...
— Cierpiąca może?
— Cierpiąca, cierpiąca na elegancyę i na fanaberye!... Pan Jajko przyjechał, więc nie można wyjść po domowemu, w zwyczajnej sukience, ale trzeba się zaraz wyelegantować, wyfiokować, wystroić, przyprawić do głowy ze dwa funty cudzych włosów... Tfy! bodaj to my, ludzie starej daty, kochany Symplicyuszu.!. Siwy to siwy, łysy to łysy... ale fałszów żadnych!