— Widzisz, ten zegar, ten mój najmilszy zegar, spadł ze ściany i rozbił się na drobne kawałki!
— Ten z kukułką!
— Ten, ten mój przyjacielu...
— No, jeżeli tak, to czekajże. Za parę miesięcy będę na jarmarku w Łowiczu i kupię ci taki sam, nowiuteńki... Jak zacznie kukać, to ręczę ci, że w stajni słychać będzie...
— A proszę cię! To zakrawa na żart — takich zegarów już dziś nie wyrabiają, to nie takie, lecz licha tandeta niemiecka... Dla tego wstrzymaj się z tym podarunkiem...
Pan Symplicyusz, nie chcąc gospodarza draźnić, wnet na inny przedmiot rozmowę zwrócił.
— Byli u ciebie niemcy podobno? — zapytał.
— Byli...
— Zapewne o kupno Maciejowa?
— A niby...
— Joel mi mówił, że jesteście blizcy końca — że masz zamiar sprzedać...
Pan Mikołaj milczał. Wstał od stołu i wielkiemi krokami zaczął chodzić po pokoju. Widocznem było, że humor traci.
— Tedy, kochany panie Mikołaju — odezwał się
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/50
Ta strona została skorygowana.