ciężko... Nagle myśl mu jakaś błysnęła. Zerwał się z krzesła, rękę na ramieniu gościa położył i rzekł:
— Słuchajno, Symplicyuszu... Zdaje mi się, że wspominałeś mi kiedyś, iż za młodu do realnych szkół uczęszczałeś...
— Tak...
— I że podobno matematykę dobrze znasz...
— Na swoje potrzeby dość...
— Założyłbym się, że was tam i mechaniki uczono...
— Troszeczkę...
— No więc, byłbyś moim nieprzyjacielem, gdybyś mi nie pomógł zreparować kukułki...
— Ha, ha — ależ nie jestem zegarmistrzem.
— To nic. Powiadam ci, że nie święci garnki lepią. W ostatnim razie, gdy będziemy mieli jaką wątpliwość, przywołamy młynarza... Sprytny to majster! Koło, paprzycę, zastawki wyrysuje ci jak najlepszy inżynier — a przytem i majstrowaty jest... Młocarnię mi kiedyś zreparował doskonale.
— Ano, kiedy taki majster, to go jegomość zawołaj, niech reparuje, a raczej niech próbuje, może mu się uda...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/58
Ta strona została skorygowana.