Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

— A ty, Symplicyuszu... nie chcesz?
— Cóż ja? Nie jestem zegarmistrzem... jak żyję, nie miałem z takiemi rzeczami do czynienia.
— Nie przeczę, lecz masz teoryę, a młynarz posiada tylko praktykę... weźcie się obadwaj... i ja także swoim konceptem w pomoc przyjdę; bo, uważasz kochany Symplicyuszu, takiego antyka szkoda, niepowetowana szkoda! Niedawno nieboszczyk ksiądz Szarogrodzki dawał mi za niego pięćset złotych — jak jeden grosz, pięćset złotych mi dawał!
— Co też jegomość mówisz. Nieboszczyk Szarogrodzki umarł przed ośmnastoma laty... a oto powiadasz, że niedawno...
— Zapewne, że niedawno... Cóż to głupie ośmnaście lat to wieczność! Dawał, dawał, jak cię kocham, dawał, ale ja nawet słuchać nie chciałem...
— To szkoda!
— Szkoda, albo i nie szkoda — a ja ci mówię, nie marudź. Chodźmy do zegaru... chodźmy...
— Kiedy chcesz koniecznie, to idę, ale jeżeli prawdę mam powiedzieć, to wolałbym...
— Cóż? cóż?