— Wolałbym rozejrzeć się w sprawie z Gapcewiczem, albo też w aktach procesu z kapitułą.
— Będzie na to czas, powiadam ci, kochany Symplicyuszu, że będzie na to czas... Po obiedzie, w chińskim domku, przy buteleczce, przy cygarku — rozpatrzymy się, rozgadamy, rozważać będziemy choćby do nocy... Cóż, zgoda?
— No zgoda, zgoda... panie Mikołaju...
— Chodźmyż więc, bo to najpilniejsze, periculum in mora.
Pan Mikołaj wziął swego gościa pod ramię i prowadził do zepsutej kukułki, mówiąc:
— Bo to, uważasz Symplicyuszu, ja ten antyk nabyłem przypadkiem... na licytacyi po księdzu z Zapłocia... Żydzi dawali tylko pięć złotych, ja postąpiłem do rubla — i oto, od lat trzydziestu, jestem w posiadaniu tego cennego zabytku... nawet źle mówię cennego, gdyż właściwie jest to nieoceniony, nieoszacowany egzemplarz. W Gdańsku tysiąc daliby za niego... Tam są znawcy!