— No, nie nudź, moja Weronisiu, tylko powiedz...
— Więc powiem... jest pan Symplicyusz...
— Jajko!? przyjechał? naprawdę? — a to doskonale! To się wybornie składa — trzeba zaraz dać znać Karolowi... Moja Weronisiu, nie wiesz, gdzie jest Karol?...
— Dziś nie widziałam go jeszcze, ale zdaje mi się, że ma zamiar wyjechać. Dopiero co chłopak przyprowadził osiodłanego konia przed ganek...
— Znowuż się wlecze do Czarnej, ale dziś z tego nic nie będzie. Są ważniejsze rzeczy...
— Właśnie wychodzi — rzekła panna Weronika.
— Karolu! Karolu! — zawołała pani Lucyna — wróć no się, proszę...
— Co chcesz, Lucynko — zapytał, wchodząc.
— Chcę, żebyś wyperswadował sobie dzisiejszą wycieczkę i dał jej za wygranę.
— Ciekawym, dla czego?...
— Nie pytaj, tylko każ odprowadzić konia i nie ruszaj się z domu. Symplicyusz jest... rozumiesz, co to znaczy...
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/64
Ta strona została skorygowana.