zwała się pani Lucyna — ojciec by też pozwolił Karolowi wtrącać się do gospodarstwa!
Pan Karol ramionami wzruszył.
— I chociażby nawet pozwolił, to jabym nie chciał — rzekł.
— Z powodu?
— Z wielu przyczyn. Najprzód, że nie miałbym chwili spokojnej. Ojciec chodziłby za mną krok w krok, krytykował, ganił, jednem słowem, nudził — a powtóre, że gospodarować na Maciejowie nie sposób. Szkoda czasu i zachodu; lepiej zdolności, jakie są, zużytkować w innym kierunku — tu stanowczo szkoda...
— Hm — mruknął Jajko — tłomasz się pan dobrodziej jaśniej; ja już stary, głowę mam przyciężką i muszę się dobrze zastanowić, zanim główną myśl zrozumiem.
— Wolne żarty, panie Symplicyuszu, znają dobrze ludzie pańską głowę przyciężką, ale skoro pan chcesz, to panu powiem, dla czego szkoda. Tu trzebaby wszystko, jak to powiadają, do góry nogami przewrócić, zupełnie inny system zaprowadzić, kapitał znaczny włożyć. Tak, tobym może się podjął, ale gospodarować, jak teraz: „Maciek
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/71
Ta strona została skorygowana.