cyuszu, jeżeli co dobrego nam życzysz, wyrwij nas z tego przeklętego Maciejowa!!
To mówiąc, złożyła błagalnie białe rączki i spojrzała na starego szlachcica oczami łez pełnemi.
Jajko zerwał się z krzesła.
— Wyrwij! wyrwij! Jakżeż ja państwo stąd wyrwę! Jesteście, przepraszam panią dobrodziejkę, ale co tu w bawełnę owijać, jesteście oboje pełnoletni. Źle wam w Maciejowie, to wyjedźcie.
— A ojciec?
— Ha! pan Mikołaj pomarudzi, potęskni, a potem zacznie znów koło gospodarstwa dreptać, zegary nakręcać... Może mu będzie przykro... ale skoro taka wola pani i pana Karola...
— Wyjechać... — powtarzała w zamyśleniu — wyjechać... Jeszcze mnie pan nie zrozumiałeś, panie Symplicyuszu.
— Zdaje się...
— To nie o wyjazd chodzi, lecz o pozbycie się tej wsi utrapionej, tego zakazanego kąta, w którym niema do kogo ust otworzyć, o rozpoczęcie życia w innem otoczeniu i innych warunkach... Niech ojciec sprzeda majątek, niech nam da, co nam się należy, niech nam nareszcie ręce rozwiąże!... Czyż
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/78
Ta strona została skorygowana.