Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

pan nie widzisz, że Karol marnuje takie piękne zdolności... że ja...
— Ach... ależ pani dobrodziejko, to nie moja rzecz. Ja przecież Maciejowa nie sprzedam, bo nie mój.
— Tak... lecz jedno słowo ze strony pana wywrze wpływ, zachęci ojca, przekona... Może pan nie wie o tem, że mamy kupców i to doskonałych kupców, że taka sposobność nie zdarzy się prędko... A otóż i Karolek! — zawołała, widząc wchodzącego brata — właśnie przedstawiam panu Symplicyuszowi nasze położenie i proszę, ażeby chciał wpłynąć na ojca i skłonić go do sprzedaży.
Pan Karol zrobił poważną minę.
— Pan Symplicyusz — rzekł — sam, jako znakomity znawca stosunków wiejskich i obecnych warunków gospodarowania, wie doskonale, że dziś ten najlepiej na majątku ziemskim wychodzi, kto go dobrze sprzedać potrafi... Pan Symplicyusz wie także doskonale, że za rok, dwa, a najdalej trzy, cena ziemi spaść musi — i że kto dziś majątku dobrze nie sprzeda, ten nie sprzeda go nigdy, albo sprzeda ze stratą... Wszak podzielasz pan to przekonanie...