Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

Jajko chciał odpowiedzieć, lecz młody człowiek nie dał mu przyjść do słowa.
— Jestem aż nadto pewny tego. Siostra mówiła panu, o co nam głównie idzie. Co do mnie, mam kilka znakomitych projektów, które po sprzedaży Maciejowa natychmiast urzeczywistnię. Jakiego rodzaju są te projekta, na ten raz mówić nie będę. Przedewszystkiem sprzedajmy majątek. Kupców mam, idzie tylko o ojca. Jeżeli pan dobrodziej ten szkopuł przezwycięży... to jest, właściwiej mówiąc, jeżeli zechce przezwyciężyć, bo że potrafi, nie ulega najmniejszej wątpliwości...
— O tak! — wtrąciła pani Lucyna — pan jeden możesz ojca przekonać...
Starszy szlachcic milczał.
— My — rzekł pan Karol — z niejakiem wahaniem się, my, to jest ja i siostra, jakby to powiedzieć... No... ostatecznie, nie sądzę, żeby w tem, co chcę mówić, było coś obrażającego — ręka rękę myje, panie łaskawy, a w dzisiejszych czasach trzeba się liczyć. Sam pan to powiadasz przy każdej sposobności. Możesz pan być przekonany, że będziemy znali się na rzeczy...
W oczach starego szlachcica mignęły błyskawi-