burzy się woda i kłębi, łódki zdradziecko rozbija, topielców z swego łona wyrzuca.
Rumowiska zamku poczerniały już dawno i mchem porosły, bór padł pod siekierami, na jego miejscu kolonie stoją i pola uprawne zielenią się zbożem, ale woda zawsze szumi groźnie, zawsze się burzy i pieni — a ludzie lękają się tego miejsca.
Rybak tu się nie puści czółenkiem, pastuszek fujarki nie wykręci — bo i jakże, kiedy mówią ze nad tą wodą nocami biała się postać unosi — że z dna rzeki jakaś dziwna się muzyka odzywa...
Nabożny chłop jeden, zmiłował się nad pokutującą duszą i krzyż nad brzegiem postawił — i podobno od tego czasu już się pokazywać przestało — ale uroku z wody zaklętej nikt nie zdjął, boją jej się wszyscy, omijają zdaleka. Historya pięknej córki strażnika zamczyska, jak cień przeszłości minionej, przesuwa się z ust matki w różowe uszko dziecka, płynie echem rzewnej piosenki po rosie, a woda szumi i szumi, burzy się i szarpie z głazami, które w niej pogrzebała dłoń dzieciobójcza na wieki.