Strona:Klemens Junosza - Zosia cz.11.png

Ta strona została uwierzytelniona.
XXIX.

I uczuł odtąd jak na marzeń fali,
Dusza żegluje wyżej, coraz wyżej,
Jak jasny obraz spostrzega w oddali...
Urokiem tchnący, miluchny i świeży,
Czuł że mu serce płomieniem się pali,
A nie był pewny czy obraz się zniży...
Czy mu pozwoli powstać z czarnej ziemi,
I da się ująć rękami drżącemi.

XXX.

On sam nie wiedział czy iść za tym głosem,
Który go wzywa z wyżyny niebieskiéj...
A od tej chwili cios bił weń za ciosem,
Ojca zamknięto w cztery chłodne deski...
A biedna Zosia, dotknięta tym losem
Płakała rzewnie srebrzystemi łezki...
Majątek spłonął od piorunów strzały,
Upadł zupełnie i zaniszczał cały.

XXXI.

Cóż mu zostało? szmatek roli czarnej,
Ręce do pracy... i miłość kobiety...
Ze zgliszczów domu po klęsce pożarnej,
Zaczął iść znowu powoli do mety;
Otrząsnął duszę z dawnej czczości marnej,
Poznał poezyi i pieśni zalety.
Nić filozofii odszukał prawdziwej,
Kochał, pracował i... stał się szczęśliwy.