bardzo ładnie. Czy pan, w razie nabycia Marysina tu zamieszka?
O nie... i prawdę powiedziawszy, gdybym go nabył, to takoż nie dla siebie. Mogę powiedzieć całą prawdę. Ja drugi raz żonaty. Pierwsza żona, dobra kobieta, umarła; zostałem sam, dzieci drobne, cóż było robić, ożeniłem się powtórnie. Trafiła się wdowa, młodziutka z jednym synkiem, znaczy prócz swoich dzieci i pasierb mi przybył. Ciecierski on, Stasio, w Warszawie urodzony. Chował się u nas, potem go do szkół oddałem, chodził do Warszawy, skończył pięknie, jak się należy, z patentem. Bardzo do gospodarstwa miał chęć, posłałem go na praktykę do dobrych gospodarzy. Cztery lata w kraju, dwa w Prusach, dosyć. Teraz chłopcu dwadzieścia cztery lata, czas na swój chleb. Fundusz on ma, po ojcu, tysięcy piętnaście. Niewiele, Zamojszczyzny za to nie kupi, Radziwiłłowszczyzny takoż, trzeba czego małego poszukać. On koniecznie uwziął się pod Warszawę, pod Warszawę koniecznie, mówi że to dla niego pole. Kiedy koniecznie, to koniecznie; pojechałem szukać, akurat kuryer wpadł mi do ręki, no i przyjechałem. Zobaczyłem ja, a teraz, jeżeli państwo pozwolą, niech on zobaczy.
— Ależ owszem, prosimy.
— U niego kombinacye swoje, wyrachowanie... Może mu się podoba... młody jest, niech pracuje, niech stara się.
Rozmowa zeszła na inne przedmioty, potem Dziwirejko do powrotu się zabierał. Pani Michałowa, zawsze gościnna, zatrzymała szlachcica.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/122
Ta strona została skorygowana.