— Czemu się pan śpieszy? Do ostatniego pociągu jeszcze kilka godzin, niech pan zostanie na herbacie, chyba, że pan chce wieczór w Warszawie przepędzić.
— A cóż mnie Warszawa!
— Może się pan do teatru wybiera?
— Nie amator ja.
— Czy być może?
— Komedya takoż... udanie. To dobre dla młodych. Staś naprzykład, on to amator.
— Któżby teatru nie lubił?
— I ja bywało zamłodu lubiłem, teraz nie, stary jestem, spracowany, nie ochota do zabawy. Trzydzieści parę lat przy roli, na dorobku, jak koń lub wół przy pługu. Dzieci dużo, samych córek pięć, posagi trzeba zbierać.
— Pięć córek?!
— Siedm było, pani dobrodziejko, dwie Pan Bóg zabrał, a synów czterech było i czterech jest. Pasierbek takoż się liczy jak za własne dziecko; on chłopiec dobry, wart tego...
— To ma pan dobrodziej o czem myśleć.
— A jakże... dziewczyny na wydaniu, Cecylia, Zofia, Michalina, Konstancya, tylko jedna Basia jeszcze podlotek...
— Pięć córek!
— Jak jedna, i niczego sobie dziewczęta; młodzież do nas przyjeżdża, czasem się bawią... Ha! ha... jest o czem pomyśleć, pięć wypraw, pięć posagów, pięć wesel, a najtwardszy orzech do zgryzienia pięć posagów.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/123
Ta strona została skorygowana.