Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

— Czytałem.
— Więc.
— To nic nie znaczy, a niepotrzebnie powiększa koszt ogłoszenia. Pan dobrodziej jest bardzo niepraktyczny i widać nigdy majątkami nie handłował. Żadna własność nieruchoma bez pośrednictwa nie da się sprzedać.
— Czy tak?
— Jak dwa a dwa cztery. Pan dobrodziej, jako właściciel kamienicy, powinien coś o tem wiedzieć.
— Zkąd pan wiesz, że ja jestem właścicielem domu?
— Wiem i znam ten dom doskonale, bardzo dobry dom, i to też wiem, że go pan nie ma chęci sprzedać, i to wiem, że w razie potrzeby miałbym na pański dom amatora, i to wiem jakim sposobem pan ma ten folwark, wszystko wiem.
— Mój panie, na cóż panu te wiadomości?
— Łaskawy panie, każdy musi z czegoś żyć; pan dobrodziej żyje z tego co ma, ja żyję z tego co wiem. To jest mój proceder. Ja panu radzę, niech się pan pośrednictwa nie wyrzeka, o procent dla mnie się nie targuje, a przekona się pan, że znajdę takiego amatora, co się wpichnie w pański folwark po sam nos i będzie siedział, dopóki go nie wyrzucą. Mam właśnie takiego. Sprzykrzyło mu się odcinać kupony od listów, chce się teraz bawić kapustą, kartoflami i innem zielem, chce być gospodarz! Bardzo dobrze, niech on sobie będzie gospodarz, my oba nie dołożymy do tego interesu, owszem, możemy dobrze zarobić. Niech my zarobimy.