Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

Pan Michał spojrzał zdziwiony. Co krój kapoty Walentego mógł obchodzić tego pana?
Po obejrzeniu pól, łąki i całego folwarku, pan Michał zaprosił obu braci do dworku, żeby odpoczęli trochę i posilili się po długim spacerze. Bracia bardzo chętnie zaproszenie przyjęli, ale zachowywali się dość dziwacznie; starszy wpatrywał się nader bacznie w marynarkę pana Michała, młodszy, wszedłszy do pokoju, dotknął ręką kanapy i poprawił firankę w oknie, która fałdowała się niedobrze. Dopiero przed samym wyjazdem tych panów, dowiedział się pan Michał, że jeden z nich jest krawcem, a drugi tapicerem.
Dowiedział się też, że panowie ci, dorobiwszy się na garderobie i meblach kapitaliku, postanowili jednozgodnie zabawić się w dziedziców i użyć sielanki na starość.
Nęciło ich niezmiernie kwaśne mleko, świeże powietrze i kurczęta ze śmietaną. O cenę Marysina nie sprzeczali się wiele i byliby kupili ten folwarczek, gdyby nie ogród. Wydał im się za mały i niedość ładny. Krawiec chciał mieć park w rodzaju Łazienkowskiego z pałacykiem, mostem, stawami, łabędziami; tapicer, mniej wymagający, życzył sobie, żeby w jego dobrach ogród był przynajmniej tak duży, jak Saski w Warszawie. Ogródek marysiński ani pierwszemu, ani drugiemu życzeniu nie odpowiadał, przeto tranzakcya do skutku nie przyszła.
W przeciągu trzech dni zgłosiło się z piętnastu conajmniej interesantów, a byli między nimi ludzie różuych stanów i zawodów, byli faktorzy, żydzi w kapo-