Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

— Dziś na żaden sposób.
— Dlaczego?
— Bo, widzi pan, moja żona z córką są w Warszawie i dziś przed wieczorem mają powrócić, zminąłbym się więc z niemi w drodze, a zresztą obiecało się do nas kilka osób z Warszawy.
— W takim razie trudno, zostawimy rzecz tę do jutra — rzekł gość, tłumiąc ziewanie.
Pan Michał dostrzegł to.
— Widzę — rzekł, — jak pan jest bardzo znużony, należy się panu chociaż kilka godzin wypoczynku.
— Nie przeczę, ale Warszawa niedaleko.
— Spocznij pan u nas, obiad zaraz będzie.
— Nie śmiałbym robić tak wiele kłopotu.
— Ależ panie, poco ta ceremonia! Kobiet w domu niema, zjemy obiadek po kawalersku. Ostatecznie, zrobiliśmy interes, który warto oblać buteleczką wina.
Gość nie oponował. Pan Michał zaprowadził go do stołowego pokoju, a sam poszedł wybrać wino i wydać dyspozycye służącej. Gościowi, gdy został sam, zupełnie odechciało się spać. Bystrym wzrokiem obrzucił pokój dokoła, potem usiadł przy oknie i ze szczególną uwagą przypatrywał się służącej, gdy nakrywała do stołu.
Pan Michał był w wybornym humorze. Ostatecznie pozbywał się folwarku, z którymby rady sobie dać nie mógł, ratował sumę córki i wyłożone koszta i nakłady. Postanowił też, że wymówi sobie przy sprzedaży mieszkanie w Marysinie do jesieni. Nabywca bardz chętnie na to się zgodził.