Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

— Ojczym mój jest zacności człowiek, ale trochę dziwak. Zamiar kupna dla mnie takiego mająteczku jak Marysin jest przedewszystkiem jego własnym pomysłem, na który ja się zgodziłem, dopiero po pewnej dyskusyi, gdy przekonał mnie, że ma słuszność.
— Jaka tu może być słuszność, albo nie? Podoba mi się majątek, to go nabywam, nie, to nie nabywam i po wszystkiem.
— A jednak było o czem dyskutować. Ja, ukończywszy praktykę gospodarską, postanowiłem wyjechać po Ameryki i tam dorobić się. Nęciły mnie lasy ręką ludzką nietknięte, życie trudne, praca wielka, karczunki. Z zamiarami mojemi zwierzyłem się matce i ojczymowi. Matka, jak matka, zalała się łzami i wprost powiedziała, że mnie z domu za żadne skarby nie puści. Ojciec uznał, że projekt godzien jest zastanowienia i namysłu. Młody człowiek powinien, według jego zdania, przejść twardą szkołę życia i im trudniejsze ma początki, tem lepiej dla niego w przyszłości. Bardzo mu byłem wdzięczny za poparcie i nie traciłem nadziei, że we dwóch potrafimy matkę przekonać. Rozmawialiśmy często o tym przedmiocie, sprowadziłem książki opisujące świat nowy, zbierałem wszelkie potrzebne informacye i byłem najmocniej przekonany, że zanim upłynie pół roku, będę za oceanem.
— Cóż stanęło na przeszkodzie? — spytała panna Jadwiga.
— Ojczym.
— Przecież zgadzał się?
— Zapewne, tylko zrobił mi bardzo słuszną uwa-