— To widzisz duszko — pośpieszył objaśnić pan Michał, — w tym budynku, w którym mieszka Walenty.
— I pan by tam chciał mieszkać?
— Jeżeli tylko są cztery ściany i dach, to już mieszkanie możliwe. Zresztą gospodarz w porze letniej gościem tylko jest w domu.
— Ależ my takiej ofiary przyjąć od pana nie możemy.
— Bardzo mi przykro, lecz w takim razie musiałbym odstąpić od kupna Marysina.
— A to dlaczego?
— Ojczym wyraźnie mi powiedział, jakie są warunki kupna; zobowiązał mnie, abym wszystkie najpunktualniej wypełnił. Muszę się do tego zastosować.
— Pan Dziwirejko jest dziwny człowiek.
— Podzielam najzupełniej to zdanie, jest dziwak, ale ma bardzo zacny charakter, a jego słowność weszła w okolicy w przysłowie.
Rozmowa potoczyła się żwawo o rozmaitych przedmiotach, czas biegł jak na skrzydłach, pani Michałowa była bardzo kontenta, że ma w tej chwili obronę i już nie lękała się napadu złoczyńców, panna Jadwiga zaś obserwując bacznie młodego człowieka, spostrzegła, że jest ładny i robi bardzo sympatyczne wrażenie. Walenty powrócił, niezadługo się też zjawili Mikołaj i parobcy. Poszukiwania ich były bezowocne, złodziej przepadł bez śladu
Był już jasny dzień, kiedy pan Stanisław powiedział „dobranoc“ uprzejmym gospodarzom. Nie zajął pokoiku, który przygotowano dla niego, i nie kładł
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/148
Ta strona została skorygowana.