Julek rzucił pendzel i zaczął się śmiać głośno.
— Masz racyę! Pani Milska, Kocia, panna Mania, ich brat Piotrek, pucołowaty bąk z czwartej klasy, rozczochrana Jóźka, co podstawiła ci szczotkę pod nogi, ty, ja i wreszcie ten kot malowany — to wszystko kapitaliści. Wiesz, przyszła mi genialna myśl! Połączmy nasze majątki i budujmy koleje żelazne. Gotów jestem zrobić wam ten honor i zostać prezesem rady zarządzającej, ma się rozumieć ciebie forytuję na wiceprezesa.
— A Kocię na prezesową?
— Nie dotrzymujesz słowa... Kocia jest z naszych gawęd wyłączona. Kocia jest Kocią...
— Bardzo dobrze; więc pani Milska jest wdową?
— O tyle, o ile nią może być kobieta, która męża straciła i powtórnie za mąż nie wyszła.
— Jakie stanowisko zajmował nieboszczyk pan Milski?
— Niewysokie, ale za to niepewne. Dzierżawił folwarczek koło Rawy; wojował z deszczem, z gradem, z pomorkiem, z ratą dzierżawną, z żydami, i to mu tak ślicznie robiło na zdrowie, że umarł naturalną śmiercią, mając czterdzieści pięć lat życia i zostawił wdowę z trojgiem dzieci wprawdzie, ale bez żadnego funduszu. Bo, widzisz, na świecie idzie jedno za drugie, tak, ale — bez tamtego, owak — ale z tem... Taka to kapitalistka jest pani Milska.
— Jednak, o ile uważam, zajmuje dość obszerne mieszkanie.
— Zajmowała ona już i obszerniejsze. Panienki otrzymały edukacyę przyzwoitą, a bąk chodzi do szkoły.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/163
Ta strona została skorygowana.