W najbliższą niedzielę dzwoniłem do mieszkania pani Milskiej. Nie otworzono mi zaraz, a z przedpokoju dobiegł uszu moich szmer przyciszonej sprzeczki: — Otwórz, Piotruś! — Aha, otwórz, sama otwórz, to „kociarz.“ — No, Piotruś, otwórz, proszę cię. — A pomożesz mi z francuzkiego? — Pomogę. — Pamiętaj...
Po tej pertraktacyi, odbytej, jak się domyśliłem, pomiędzy bratem siostrą, drzwi otworzono i ujrzałem pucołowatego chłopaka, w uczniowskiem ubraniu. Włosy ostrzyżone miał przy samej skórze, z oczu patrzył mu łobuz.
Ujrzawszy mnie, chłopak się cofnął, z pewnem zdumieniem.
— Zapewne pan do państwa Kowalskich? — zapytał.
— Nie — odrzekłem — do pani Milskiej.
— Proszę tędy.
— Zaprowadził mnie do maleńkiego pokoju, umeblowanego bardzo skromnie. Pani Milska powitała mnie serdecznie.
— Rozgość się pan — rzekła. — U nas ogromna ciasnota, całe mieszkanie dwa pokoiki, pasażyk i kuchnia, ale żyje się jakoś...
— Zdawało mi się jednak — rzekłem — że pokój, w którym byłem u pani po raz pierwszy, był znacznie większy...
— Masz pan słuszność, ale od dwóch dni mieszkają państwo Kowalscy. Bardzo mili ludzie, z pod Sandomierza, przybyli do Warszawy dla edukacyi dzieci.
— Krewni pani?
— Ale zkąd! znam ich od trzech dni, to jest od-
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/167
Ta strona została skorygowana.