Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

kąd tu zamieszkali. Widzi pan, ja mam różne swojo spekulacye; trzeba przecież z czegoś żyć... A oto i moje córeczki. Pan ***, syn mojej serdecznej przyjaciółki, moje panny. Konstancya, artystka w wolnych chwilach, Marya... Mam i syna, Piotruś mu na imię, uczy się w szkołach. Bądźże pan u nas jak u przyjaciół.
Panienki prezentowały się bardzo dobrze; średniego wzrostu, szczupłe, o bardzo białej cerze i dość regularnych rysach, zgrabne, kształtne, ubrane skromnie, lecz gustownie, mogły się każdemu podobać. Obie były blondynki, starsza miała włosy nieco ciemniejsze, młodsza ze złotawym odcieniem. Musiałem przyznać w duchu, że malarz kotów miał gust. W mieszkaniu było wszystko urządzone skromnie, ale każdy sprzęt jaśniał dokładną, pedantycznie utrzymywaną czystością. Zielony garnitur, tak niemiłosiernie łomotany przez kocmołuszka-Józię, nie znajdował się w pokoju bawialnym pani Milskiej; natomiast stała tam kozetka i kilka napoleonek, krytych jaskrawym, ale dość gustownym kretonem. Przed kozetką był stolik, na nim duża lampa z abażurem, na ścianie wisiało duże lustro w mahoniowych ramach z bronzami, widocznie antyk, z lepszych czasów pamiątka. Przy oknie, w kąciku, osłonięte serwetą, stały małe stalugi malarskie; domyślałem się, że pod serwetą jest bleitram, a na nim niedokończona zapewne olejna kocica z kociętami. Tak też naturalnie było; gdyż później, gdym częściej u pani Milskiej bywał, gdy poznałem bliżej tę, ze wszech miar godną szacunku kobietę i byłem zaszczycony przez nią zaufaniem, pokazano mi to arcydzieło.