Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/176

Ta strona została skorygowana.
. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Często bywałem u pani Milskiej; malarz kotów coraz bardziej zbliżał się do celu, o Manię starał się młody człowiek, rozpoczynający karyerę w jakimś banku. Los rzucił mnie gdzieindziej, przez pięć lat nie byłem w Warszawie. Powróciwszy, spotkałem na ulicy panią Milską; nie zestarzała się wcale, twarz miała pogodną, uśmiechniętą jak zawsze. Na zapytania moje odpowiedziała:
— Bogu dzięki, wszystko dobrze, nie mogę narzekać.
— Czy pani Konstancya maluje jeszcze koty?
— Ale panie, zkąd? ma dwa własne, takie śliczne koteczki, jak malowane. Mania też za mąż poszła. Dobrze trafiły, obie dobrych chłopców dostały.
— A pani dobrodziejka przy której z córek zapewne?
— Nie, panie, nie zmieniłam trybu życia, prowadzę swoje spekulacye jak dawniej.
— Jeszcze? a dla kogóż teraz?...
— Dla wnuków...