ród; wy nie znacie co to wdzięczność, nie rozumiecie jak wam kto dobrze robi, dobrze radzi, jak was kto żałuje w kłopocie, jak wam przychylny jest.
— A gdzież to taki dobrodziej?
— Jakto gdzie? siedzi koło was!
— Icek?
— Może nie?
— Nie miałem od was nijakiej dobroci.
— A nie pożyczyłem-to wam kiedyś trzy ćwiarki jęczmienia na wiosnę?
— A nie oddałem wam za to półtora korca na jesieni?
— A pieniędzy też wam pożyczałem.
— Braliście duży procent.
— Jaki wy głupi, chcecie, żeby kto pieniądze darmo dawał?
— A wy chcecie, żeby was kto darmo żałował.
— Darmo? tfy! wy Marcinie sami nie wiecie co gadacie.
— A juści.
— No, że ja wam pieniędzy nie dawałem darmo, to prosta rzecz, pieniądze kosztują; że wy mnie nie chcecie żałować darmo, to jesteście zły człowiek. Żal idzie z serca, a przecież serce nic nie kosztuje. Czy zapłaciliście za nie chociaż jeden grosz? Co wy jesteście bezemnie? co wy znaczycie?... Jaką wy sobie radę możecie dać... aj, aj, my jesteśmy dla was tem, co głowa dla człowieka, my za was myślimy. No, czy nie tak?
Chłop nic nie odrzekł, a Icek nalegał.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/200
Ta strona została skorygowana.