Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

— No, jak wam się zdaje, czy nie jest tak jak ja mówię?
— Albo ja wiem.
— Chłopskie gadanie! drapać się w głowę i mówić: albo ja wiem.
— A no, Icku, skoro powiadasz, że jesteś moja głowa, to powinieneś wiedzieć co ja myślę o tobie.
— Co wy możecie myśleć?! dużo warto wasze myślenie jest! — rzekł z pogardą.
— Ja myślę, że Icek jest cygan...
— Tfy! tfy! jak to można powiedzieć na porządnego żydka, że jest cygan?! Tylko z głupiej głowy może wyjść takie myślenie, a z grubiańskiej gęby takie słowo. Wy wszyscy nic nie warci, wszyscy co tu jesteście na tym piasku, na tych bagnach. Szlachcic z wielką fanaberyą siedzi na swoim folwarku, jak pies na płocie. Sto razyby z płota zleciał, żeby go jaki porządny żydek w porę nie złapał i nie przytrzymał! A jaka fanaberya! jaka pycha! Chłop taki paskudny, ordynarny chłop, ten ma także swoją fanaberyę, a przecie żeby nie miał żydka, toby całkiem zmarniał; nie wiedziałby nawet, u kogo kupić kwartę gorzałki do przepłukania swojej grzdyki. A jaka fanaberya! jaka pycha!.. Chłop pyszny jak szlachcic, szlachcic jak hrabia, a hrabiemu to zdaje się... albo ja wiem, co się jemu zdaje?! Coś dziwnego!? Wszyscy oni razem tyle warci co nic, wszystkich dawnoby dyabli wzięli, gdyby nie nasze żydki, co ich cokolwiek trzymają!
— W garści i w kieszeni — dorzucił chłop.
— W jakiej garści? w jakiej kieszeni? Czy my