prawdy, żebyście wiedzieli i żebyście to sobie w kominie zapisali, że wasz chleb jest tak podobny do mojego chleba, jak na to mówiący, węgorz do krowy, albo ziarnko pszenicy do biedki żydowskiej.
— No? no?
— A tak, mój panie Icku, podobieństwa tu żadnego nie może być. Ja na mój kawałek chleba muszę ziemię zaorać, czy Icek wie jak to ciężko?
— No, orać, wielka rzecz orać, to przecież każdy chłop potrafi.
— Ale nie każdy żyd. Dobrze w krzyżu zaboli, jak się człowiek sochy nadźwiga, dobrze nogi zabolą jak się za broną nabiega, a przy żniwie grzbiet trzeszczy, przy zwózce oczy na wierzch wyłażą, a potem trzeba cepem machać, to też nie lekka zabawka; trzeba ziarno wywiać, oczyścić, do młyna zawieźć — i ta dopiero jest mąka, z której baba chleb piecze. Aj, Icku, nie tak się ten chleb w piecu piecze, jak człowiek co musi koło niego robić, od samego początku; ale też wiedzcie o tem Icku, że w moim chlebie jest tylko czysta mąka, woda, trochę kwasu i sól — no i kawałek liścia kapuścianego na podkładkę... więcej nic...
— A co więcej może w moim chlebie być?
— Inna całkiem mąka i wszystko inne. W waszym chlebie zdybie się i przekleństwo i żal i płacz i krzywda ludzka i szachrajstwo.
— Tfy!
— Ciągnęliście chłopa za język, chłop tedy przemówił.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/204
Ta strona została skorygowana.