Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

— Obyśmy ją we współce spożywali i oby nam poszła na zdrowie.
— Daj Boże... daj Boże... czy ja tego nie chcę? Owszem, ja bardzo pragnę. Jabym wolał nie pragnąć, wolałbym wziąć cały ten interes sam na siebie; ale eni mam kapitału tyle co potrzeba.
Obejrzeli całe terytoryum, porozumieli się co do warunków współki, potem poszli do dworu. Tam siedzieli kilka godzin, bo przeprawa była ciężka. Szlachcic wcale nie miał ochoty dać się zarznąć, dwaj kuzynowie zaś uparli się, aby mu koniecznie zrobić tę przyjemność. Było z tego powodu małe nieporozumienie, bo tamten jegomość miał temperament gwałtowny, a Mojsie i Icek odznaczali się łagodną słodyczą i stałością, która zawsze zwycięża.
Doprawdy, jeżeli się komu zdaje, że łatwo jest wziąć w dzierżawę młyn na dogodnych warunkach z niejaką bonifikacyą za opłacenie czynszu z góry, jeżeli się komu zdaje, że to bagatela — to mu się źle zdaje. To jest ciężka praca, niezmiernie ciężka.
Z początku było cicho i spokojnie, szło wszystko delikatnie; potem szlachcic zaczął hałasować, jak zwyczajnie w handlu, nawet puścił ręce w ruch. Oni są tacy gwałtowni. Z początku Icek wyleciał za drzwi, potem wyleciał Mojsie. Potem obaj wrócili i znowu wylecieli obaj. Następnie Icek tłomaczył się szlachcicowi, że wszystkiemu jest winien Mojsie, a po chwili Mojsie tłomaczył, że takiego paskudnego żyda jak Icek w życiu swojem nie widział i nie zobaczy. Hardy, skąpy i gwałtownik niesłychany. Onby chciał odrazu człowie-