proste. On idzie naokoło, ale zawsze tam przyjdzie, gdzie potrzeba.
— Ciekawym!
— Ja chcę prowadzić do tego. Ja jestem Icek, podług waszego rozumienia taki sobie Icek, zwyczajny Icek Grünbaum, pachciarz z Trzęsideł, a to jest wcale nieprawda.
— Nieprawda? To z kim ja zrobiłem współkę na młyn?
— Wy zrobiliście współkę z Ickiem Grünbaum, z tym co był pachciarzem w Trzęsidłach — ale jeżeli wam się zdaje, że ja jestem tylko ten Icek Grünbaum, to się mylicie grubo.
— A co Icek jest? — zawołał przestraszony już na dobre Mojsie. — Co Icek jest? Z kim ja zrobiłem kontrakt? Z kim ja mam współkę do młyna?
— Ja jestem Icek podwójny.
— A ja was bardzo, ja was bardzo proszę, Icku, nie róbcie wy żadnej symulacyi. Spółka to spółka, a między porządnymi ludźmi nie powinno być żadne szachrajstwo.
— Pfe, Mośku, wy macie drewnianą głowę. Ja wam już powiedziałem, że do współki jestem Icek Grünbaum; ale prócz współki, do zwyczajnych interesów ja mogę być Icek podwójny.
— Podwójny? co wy powiadacie?! Czy człowiek może być podwójny?
— Bardziej, aniżeli dubeltówka! Kombinacya interesów, o której mówiłem wam przedtem, robi człowieka nietylko podwójnym, ale potrójnym, nawet poczwórnym.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/221
Ta strona została skorygowana.