sady, ja jestem teraz cały młynarz, ja znam tylko stawidła. Może one są także zasady. Ja panu co powiem: tak czy tak, trzeba żyć i to jest najgłówniejsza zasada. To jest cała mechanika, całe koło, które obraca świat. Niech pan mówi tak, albo tak, a ja powiadam swoje. Tam serce gdzie chleb, inaczej to nie może być.
— Nie, Icku.
— Może dla państwa nie, dla nas tak. Nam się należy cały świat z prawa sukcesyi.
— Po kim, u dyabła?
— Po Jakubie.
— Po jakim Jakubie?
— Wie pan, Abraham miał syna Izaaka, Izaak miał dwóch synów: Jakuba i Ezawa. My jesteśmy od Jakuba, państwo od Ezawa; a Jakub był starszy.
— Ezaw był starszy.
— Był, ale on swoje starszeństwo zcedował; bardzo formalnie, przed regentem, na Jakuba; ta cesya na nas przechodzi... bo dzieci Jakuba, który znaczy to samo co Izrael, to my...
— Naciągasz Icku.
— Co mam naciągać, to jest prawda.
— Ostatecznie, nie wygrałbyś swojej sprawy przed sądem.
— Ja wiem, ale to nic nie szkodzi. Nie mam wyroku, staram się innym sposobem.
— Jak?
— Jak można, tak czy siak, abym swoje miał. Zresztą, proszę pana, co my mamy o tem gadać. Ja mam swoje prawo, pan ma swoje; ja mówię tak, pan
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/228
Ta strona została skorygowana.