Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

nareszcie powrócił, ale jnż w Warszawie mieszkać nie chciał, czy nie mógl, więc kupił domek w Piskorzewie i osiedlił się tu, niewiadomo po co...
Otóż to! niewiadomo po co! Zagadka nierozwiązana; niby się coś wykryło, a właściwie nic się nie wykryło.
W każdym razie to chyba nie jest zbrodniarz, nie! ale w takim razie któż?

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

W ogóle postępowanie jest dziwne... i zagadkowe. Niby od ludzi nie stroni, ale też ich nie szuka; oddaje ukłony, zaczepiony na ulicy, lub na spacerze, rozmawia, jest dla każdego uprzejmy, ale ani zaproszeń nie przyjmuje, ani do siebie nie zaprasza nikogo... Zawsze smutny, poważny, nie uśmiecha się nigdy, chyba do dzieci, które bardzo lubi i często drobnemi upominkami obdarza.
Pewnego razu pani regentowa piskorzewska spytała pana Romana, pełnego inteligencyi sekretarza magistratu, żeby wytłómaczył jej, co to jest melancholia.
Na razie młodzieniec nic nie odrzekł, zrobił tylko minę tajemniczą i przyrzekł, że za pierwszą bytnością, w mieście gubernialnem dowie się jak najdokładniej.
— Tymczasem mogę panią dobrodziejkę zapewnić, — dodał, — że nie jest to nic nadzwyczajnego; bardzo niewinny rodzaj literatury w znaczeniu prostem, a w przenośnem jak kto chce; można tłómaczyć tak, a można i tak, zależnie od okoliczności.
Pani regentowa była dama z temperamentem i nie lubiła czekać... to też wyszedłszy w towarzystwie na spacer za miatto, i spotkawszy doktora, zaczepiła go zaraz.