— Waryat, czysty waryat....
— I mnie się tak zdaje, ale on miłosierny jest Rabin długo siedział i nic nie mówił, myślał tylko i wzdychał; potem kazał zawołać szewca, krawca i taką kobietę co bieliznę szyje, — no i za parę dni, obaczy pan prezydent, nasz waryat będzie wyglądał jak najporządniejszy knpiec....
— Poznał swój swego...
— Może być... ale to jeszcze nie koniec; ja się dowiedziałem o nowej sprawce pana Dezerego...
— No, no...
— Że on naszego waryata ubrał, to nie jest wielki grzech, bo kto na tem straci, kto do tego dołoży, że głupiemu Berkowi będzie ciepło; ale on chce ubrać pana prezydenta.
— Mnie!
— Chce ubrać całc miasto, nas wszystkich!
— Nie gadaj!
— Aj, aj, żebym ja też miał takie długie życie i szczęście, jak to prawda... On chce zrobić źle dla żydów, dla mieszczan — i na co jemu to? Niech ja wiem, co jemu z tego przyjdzie?!
— Ale cóż zamierza!
— On niedobrze zamierza... On chce zrobić komisye...
— Co?
— No, czy ja nieprawdę powiadam, ledwie wymówiłem to słowo, sam pan prezydent się przestraszył — a co dopiero obywatele!.. My przecież jesteśmy tutaj
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/34
Ta strona została skorygowana.