Opinia publiczna miasta Piskorzewa uznała pana Dezyderego za waryata. Trzeba oddać jej sprawiedliwość, że wahała się długo, na tę i na tę stronę, jak rozbujana huśtawka i że wydała wyrok na podstawie faktów sprawdzonych, dowiedzionych, które razem wzięte tworzyły istny bigos psychopatyczny.
Dwie tylko osoby z inteligencyi Piskorzewa nie oświadczyły się stanowczo za wyrokiem: pan sekretarz i regentowa. Pierwszy po namyśle orzekł, że można sądzić i tak i tak, stosownie do okoliczności; druga zaś, jako oponentka z zasady, lubiła płynąć pod prąd. Kiedy Dezyderego miano za rozumnego człowieka, dowodziła, że jest skończony waryat; a gdy go okrzyczano waryatem, powiedziała z czałą stanowczością:
— Przepraszam, ale to jeszcze nie dowiedzione.
Doktór nie wyjawiał swego zdania i milczał, choć go nieraz pytano, aptekarz zaś nie krępował się wcale... i głosił publicznie, że Dezydery jest, „mente captus.“ Dopiero, gdy skutkiem pożaru apteki, zacny farmaceuta znalazł się w położeniu bez wyjścia, a pan Dezydery sam się zgłosił i przyszedł mu z pomocą, wtenczas złagodził znacznie swój sąd i przy każdej sposobności mówił do znajomych:
— Mente captus jest, bo jest — ale miewa niekiedy lucida intervalla...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Z wiosną, na plac, który tak gorąco pragnął nabyć szanowny Symcha Grünbaum, zaczęto zwozić materyały budowlane. Przyjechał budowniczy, majstrowie i rozpoczęła się robota.